Hejnał mariacki, najsłynniejsza polska melodia

Mężczyzna w mundurze, który gra na trąbce.
Każdy, kto przyjeżdża do Krakowa nawet z najodleglejszego zakątka świata chce usłyszeć hejnał mariacki. To duma miasta i jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich symboli. Mało jednak kto wie, że zaklęta jest w nim dramatyczna, ale i dumna historia Polski. Te pięć prostych dźwięków granych na blaszanej trąbce to niemal kwintesencja naszych dziejów. A więc posłuchajcie…

To opowieść, w której fakty mieszają się z legendami, prawdy z tajemnicami, a ludzie żywi z duchami. To opowieść, która zaczyna się w Krakowie, ale toczy i w dalekiej Azji, na szczycie, na którym znajduje się największy klasztor Europy, w dalekim Uzbekistanie i w Stanach Zjednoczonych. Bo, jak pisze prof. Michał Rożek, do chwili wyboru krakowskiego kardynała Karola Wojtyły na papieża Jana Pawła II, nic tak nie rozsławiało Krakowa na świecie, jak hejnał mariacki.

Co to za melodia?

Hejnał mariacki jest bardzo prostą melodią opartą tylko na pięciu dźwiękach w tonacji F-dur. Według muzykologów to schemat nawiązujący do dawnych utworów sygnalizacyjnych używanych na przykład na Węgrzech. Samo słowo hejnał po węgiersku oznacza świt, jutrzenkę, poranek. Grany jest co godzinę z wieży jednej z najpiękniejszych polskich świątyń – kościoła Mariackiego przez specjalną ekipę krakowskich strażaków. A raz dziennie, o godz. 12 transmituje go Polskie Radio. Przed katastrofą w 1991 roku najwyższej na świecie budowli, masztu radiowego w Gąbinie, hejnał słyszany był niemal na wszystkich kontynentach. Strażacy podchodzą do okien skierowanych na cztery strony świata i grają hejnał w każdym kierunku. Kierunek ma znaczenie symboliczne. Na południe, czyli na królewski zamek Wawel, gra się dla króla. Na zachód, w tę stronę jest magistrat, dla burmistrza i rajców, na wschód grało się dla kupców, a na północ dla gości, którzy wjeżdżali przez Bramę Floriańską. Czyli dla Was.

Jak stary jest hejnał? Bardzo stary! Skąd to wiadomo? Zachowały się rachunki z 1392 roku, a więc na sto lat przed odkryciem Ameryki, w których miasto wynagradza strażników oraz trębacza z wieży kościoła Mariackiego, którzy prawdopodobnie obserwowali Kraków ostrzegając przed pożarem lub nadejściem obcych wojsk. Trębacz codziennie rano i wieczorem dawał też sygnał do otwarcia i zamknięcia bram. Nie wiadomo jednak, czy już wtedy była to ta melodia.

Kiedy staniecie pod kościołem Mariackim próbując dostrzec złotą trąbkę i słuchacie hejnału, zaskoczy was to, że melodia gwałtownie się urywa. Dlaczego? Ma to być pamiątka po najazdach mongolskich z XIII wieku. Czy więc już wtedy grano ten sygnał?

O największym państwie świata, które chciało Kraków upokorzyć

Niemal każdy na świecie zna nazwisko Czyngis-chana, jednego z najgenialniejszych wodzów w historii i twórcę państwa mongolskiego, które na początku wieku XIII stało się największą potęgą świata. Po śmierci Czyngis-chana w 1227 roku, jego następcy postanowili jeszcze bardziej rozciągnąć granice imperium, podporządkowując sobie państwo ruskie i sięgając po kraje środkowej Europy – Węgry i będącą w kryzysie rozbicia dzielnicowego Polskę. Rozpoczęły się wielkie wyprawy, które wkrótce spustoszyły doszczętnie ziemie polskie. Mongolskich najeźdźców postrzegamy jako prymitywnych i okrutnych wojowników, ale reprezentowali oni rozwiniętą strukturę państwa, którego granice rozciągały się od Morza Ochockiego do południowo-wschodnich terenów dzisiejszej Polski, które perfekcyjnie posługiwało się dyplomacją, globalną strategią, rozbudowanym wywiadem, zaawansowaną inżynierią wojskową, łącznie z gazami bojowymi, i wyrafinowanymi sposobami mylenia przeciwnika. W położonej ponad siedem tysięcy od Krakowa stolicy państwa mongolskiego dokładnie planowano na kogo uderzyć, jakie miasta warto zdobyć, którędy będą przechodziły wojska, wyznaczając nawet punkty zborne połączenia dwóch armii. Mongołowie starali się wyłączyć z walki sąsiednie państwa tak, aby główny cel ataku nie miał szans na pomoc. Polskę atakowali trzykrotnie – w 1241, na przełomie 1259 i 1260 oraz 1287 i 1288. Za każdym razem łupiąc Małopolskę. Wiele miast, zamków i klasztorów małopolskich zostało zniszczonych, porwano dziesiątki tysięcy ludzi. Także Kraków by celem ataku, ale nigdy nie uległ, choć też został zniszczony. Zwłaszcza podczas trzeciego natarcia, potężna siła wodza Telebogi rozbiła się o wawelski zamek, a potem pomaszerowała na Podhale, gdzie też uległa w bitwie nad Dunajcem nieregularnemu wojsku złożonemu, między innymi, z górali! Podczas odwrotu Teleboga został dodatkowo pobity przez polskie rycerstwo w bitwie pod Starym Sączem. Wojny te doprowadziły do zapaści cywilizacyjnej, jakiej nie znała zachodnia Europa, gdzie najeźdźcy nigdy nie dotarli, choć planowali taki atak. Ich siły wyczerpały wojny z Polską i Węgrami.

Jak głosi legenda to podczas jednego z tych ataków mongolski wojownik miał razić strzałą trębacza, który alarmował mieszkańców przed nadciągającym nieprzyjacielem, który właśnie przekopał się pod umocnieniami. Hejnał został przerwany i od tego czasu grany jest z dramatyczną pauzą na końcu.

Wielki kościół wielkiego miasta

Stojąc pod kościołem Mariackim zastanawiacie się, czy można było ugodzić strzałą człowieka znajdującego się na wysokości ponad 80 metrów, bo z takiego poziomu gra się hejnał? W czasach najazdu mongolskiego istniała tu zupełnie inna świątynia – romańska w stylu, zapewne surowych i znacznie mniejszych kształtów, ale najprawdopodobniej z wieżą – bo ówczesne obiekty sakralne pełniły także funkcje obronne. Wieża musiała być mniejsza, więc teoretycznie taki strzał był możliwy. Zresztą, kościół został podczas najazdów mongolskich doszczętnie zniszczony i na jego miejsce, już kilkanaście lat po najeździe Telebogi, postawiono świątynię w stylu gotyckim, która w każdym kolejnym stuleciu otrzymywała nowy element i wystrój. W pierwszej połowie XV wieku podwyższono północną wieżę, która w 1666 roku otrzymała złotą koronę, jaką możecie teraz oglądać. Pod względem artystycznym to jeden z najwspanialszych kościołów w Polsce. W zachwycającej przestrzeni gotyku znajdujemy powstały w latach 1477–1489 największy drewniany ołtarz w Europie autorstwa mistrza z Norymbergi Wita Stwosza, dzieło zachwycające wiernym przedstawieniem postaci i mnogością detali oraz pochodzące z końca XIX wieku polichromie autorstwa trzech najwybitniejszych polskich malarzy tamtych czasów: Jana Matejki, Stanisława Wyspiańskiego i Józefa Mehoffera.

Wracając jednak do mongolskich najazdów. Polska znajdowała się wtedy w głębokim kryzysie, rozdarta podziałem państwa na dzielnice i ciągłym konfliktem między rządzącymi nimi książętami. Teoretycznie władca Małopolski z Krakowem i jego stolicą był zwierzchnikiem całego państwa. W rzeczywistości bez przerwy musiał bronić swojej pozycji. Zniszczenie miasta przez Mongołów było jednak impulsem rozwoju. Już na początku wieku XIII krystalizuje się pozycja Krakowa jako najważniejszego miasta i stolicy państwa, co w 1320 pieczętuje pierwsza od dłuższego czasu koronacja królewska. Kiedy kończy się dynastia Piastów, Polska jest już potężnym państwem środkowej Europy, ale kiedy tron obejmuje dynastia Jagiellonów, rządzona z Krakowa Polska staje się jednym z większych państw Europy, które rozciągało się będzie między Morzem Bałtyckim i Czarnym. W czasach reformacji zasłynie w Europie jako wzór tolerancji, ostoja dla prześladowanych na kontynencie różnowierców. Podobnie dla Żydów, którzy wyganiani z całej Europy znajdowali swoje miejsce w Królestwie Polskim i w Krakowie.

W jedynej synagodze na świecie…

W czasie mongolskich najazdów w 1264, jeden z polskich książąt wydał Statut Kaliski – zbiór praw gwarantujących prawa ludności żydowskiej, która od XI wieku zaczęła się osiedlać na polskich ziemiach. Statut gwarantował Żydom niemal pełną autonomię i swobodę wiary. W pierwszej połowie wieku XIV, kiedy niemal w całej Europie, zwłaszcza w krajach niemieckich, dochodziło do pogromów na masową skalę, Polska stała się miejscem osiadania żydowskich uciekinierów z kontynentu. W 1334 król Kazimierz Wielki rozciągnął przywileje dla Żydów na całe królestwo, a oni sami zaczęli nazywać Polskę Polin, co w języku jidysz znaczy „tu odpocznij”. Przez setki lat Żydzi zamieszkiwali nasz kraj, mając swoje szkoły, świątynie, a nawet sejmy. W wielu miastach stanowili ponad połowę mieszkańców. Tu przetrwała kultura żydowska. Obok Krakowa, po drugiej stronie rzeki Wisły, wyrosło nawet żydowskie miasto Kazimierz, gdzie obok siebie istniały kościoły katolickie i synagogi. W jednej z nich rabinem był słynny Mosze ben Israel Isserles autor słów: „Jeśliby Bóg nie dał Żydom Polski jako schronienia, los Izraela byłby rzeczywiście nie do zniesienia”. Isserles pochowany jest na żydowskim cmentarzu w centrum Kazimierza, który zrósł się z Krakowem w jeden organizm miejski. Na Kazimierzu można odwiedzić Synagogę Starą, jeden z najpiękniejszych przykładów gotyckich budowli żydowskich i jeden z nielicznych zachowanych do dziś w Europie. Żyjący w XX wieku, urodzony na Kazimierzu żydowski reżyser i pisarz Natan Gross opowiada taką historię: "W ostatni dzień Święta Szałasów – w Symchat Tora (Radość z Tory) – świętują Żydzi uroczyście odczytanie ostatniego rozdziału z Biblii i rozpoczęcie czytania jej od nowa: Na początku stworzył Pan niebo i ziemię. Tańczą i śpiewają, po czym tradycyjnie wszyscy modlący się biorą udział w tanecznym okrążaniu bożnicy, z księgami Tory w ramionach. Tych okrążeń – hakafoth – jest siedem. Tylko w jednej świątyni na świecie, w krakowskiej Starej Bożnicy, w połowie czwartego okrążenia urywa się nagle fala radości i świętujący naród zaczyna czytać Psalmy. Jest to tradycja związana z tragicznym wydarzeniem, kiedy Tatarzy wtargnęli do synagogi właśnie w połowie czwartego okrążenia i wyrżnęli w pień modlących się". 

Tatarzy to oczywiście Mongołowie. Te dwie legendy o przerwanym hejnale i tańcu dopełniają historię dwóch narodów żyjących przez wieki obok siebie.

Duchowa stolica Polski

W dobie panowania dynastii Jagiellonów Polska, połączona w jeden organizm państwowy z Litwą, stała się w latach 1386–1572 jednym z najpotężniejszych państw Europy, a Kraków jego stolica i królewski zamek na Wawelu, tętniły życiem kulturalnym, naukowym i były miejscem podejmowania najważniejszych decyzji dla tej części Europy. Kraj rozwinął niespotykaną gdzie indziej formę demokracji, w której szlachta współrządziła z królem, a po wygaśnięciu dynastii Jagiellonów, zaczęła wybierać króla. O polski tron starały się najpotężniejsze rody królewskie i ich przedstawiciele zostawali królami. Król Zygmunt III ze szwedzkiej dynastii Wazów (potomek polskiego króla) w 1598 roku zaczął przenosić swój dwór do Warszawy, która zaczęła pełnić rolę nieoficjalnej stolicy. Nieszczęśliwe wojny i osłabienie Polski doprowadziły w końcu XVIII wieku do rozgrabienia państwa przez sąsiadów – Rosję, Austrię i Prusy. Polacy stracili swoje państwo na 123 lata, poddani byli represjom, próbom wynarodowienia i pozbawienia kultury. Kraków w tych latach mocno podupadł, stał się miastem prowincjonalnym, ale pozostał duchową stolicą Polski. Tu, w katedrze na Wawelu, pochowani byli Polscy królowie – świadkowie dawnej wielkości państwa, tu, w kościołach złożono szczątki legendarnych polskich świętych, tu żyło się jakby inaczej i już na początki wieku XIX Kraków zaczął być miejscem, do którego ściągali Polacy ze wszystkich stron, aby pooddychać swoją kulturą. Co do tego ma hejnał mariacki? Zniknął wraz z upadkiem Polski.

Jednak już w 1810 roku został przywrócony z całą swoją symboliką i sygnalizowaniem swojej obecności na cztery strony świata. Kraków podporządkowany państwu zaborczemu, stał się nieformalną stolicą Polski. Tu z wielką powagą świętowano rocznice wielkich czynów Polaków, jak bitwa pod Grunwaldem, czy odsiecz wiedeńska. Odbywały się jubileusze wielkich twórców, którzy swoimi dziełami podtrzymywali polskiego ducha. Chyba żaden naród na świecie nie otaczał taką czcią swoich poetów i nigdzie na świecie poeci nie czuli się tak bardzo wodzami dusz. Gdy już umarli, często na wygnaniu, to właśnie w Krakowie sprawiano im wielkie narodowe pogrzeby. Wszystkim tym uroczystościom towarzyszył hejnał z kościoła Mariackiego.

Hejnał wolności…

Melodii hejnału mariackiego słuchali także żołnierze Józefa Piłsudskiego, którzy w sierpniu 1914 roku wyruszyli z Krakowa, aby wykorzystując wybuch I wojny światowej, zacząć walkę o niepodległość Polski. To właśnie w okolicach Krakowa i w Małopolsce toczyły się bitwy pierwszej fazy polskich walk o wolną Polskę. I nie przypadkiem, pierwszymi miejscami na ziemiach polskich, które ogłosiły niepodległość w 1918 roku były małopolskie miasta – Zakopane, Tarnów i właśnie Kraków. To niewiarygodne, ale kraj, który 123 lata znajdował się pod obcym panowaniem (pięć pokoleń bez własnej państwowości!), w ciągu kilkunastu miesięcy zbudował silne państwo, które w rok później musiało stoczyć śmiertelną walkę nie tylko o swój byt. Komunistyczna Rosja, chciała zdławić nie tylko co odrodzoną Polskę, ale i wywołać wojnę w całej Europie sięgając po Berlin i Paryż.

„Polska wojna była najważniejszym punktem zwrotnym nie tylko w polityce Rosji Sowieckiej, ale także w polityce światowej. […] Wszystko tam, w Europie, było do wzięcia. Lecz Piłsudski i jego Polacy spowodowali gigantyczną, niesłychaną klęskę sprawy światowej rewolucji” – powiedział Włodzimierz Lenin o wojnie polsko-bolszewickiej. To była wielka mobilizacja całego narodu, a w ciągu kilku tygodni do wojska zgłosiło się prawie sto tysięcy ochotników. Także z Krakowa, jak ufundowany przez Zdzisława Jana Tarnowskiego krakowski pluton ochotników, którzy zasilili jedną z najsłynniejszych polskich jednostek konnych – 8 pułk ułanów Księcia Józefa Poniatowskiego, nazywany wtedy Pułkiem Ziemi Krakowskiej. Najpewniej wychodził on w pole przy dźwiękach hejnału mariackiego. Wkrótce pułk odegrał decydującą rolę w największej bitwie kawaleryjskiej XX wieku, kiedy to pod Komarowem, już po bitwie warszawskiej (nazywanej osiemnastą bitwą w dziejach świata), Polacy ostatecznie rozbili Armię Czerwoną niwecząc bolszewickie plany zawładnięcia Polską i Europą. Obok Polaków w tej wojnie walczyli także Francuzi (np. późniejszy prezydent Francji Charles de Gaulle), Anglicy i Amerykanie. Pochodzący z USA Merian C. Cooper, którego przodek walczył u boku Kazimierza Puławskiego w wojnie o niepodległość Ameryki, chciał się odwdzięczyć Polakom i zorganizował złożoną głównie z Amerykanów jednostkę lotniczą, która odegrała wielką rolę w walkach na froncie. Po wojnie został jednym z najważniejszych producentów filmowych i twórcą słynnego „King Konga” z roku 1933. W polskiej armii służył również Eric Philbrook Kelly, który odegra w historii hejnału mariackiego jedną z najważniejszych ról. Wrócimy jeszcze do niego.

Po odzyskaniu niepodległości Kraków został trochę na uboczu polskiego życia gospodarczego i politycznego. Jednak już w 1927 roku dał o sobie znać. Właśnie wtedy, po raz pierwszy Polskie Radio nadało na żywo hejnał wyznaczając z wielką dokładnością godzinę 12 w południe. Polacy zaczęli regulować zegarki z melodią hejnału mariackiego, który od tej pory można słuchać na żywo w każdym polskim domu. Jest to najdłużej nadawana audycja radiowa na świecie. Hejnał towarzyszył też największej polskiej ceremonii pogrzebowej jaka odbyła się w maju 1935 roku, kiedy zmarł jeden z ojców niepodległości - marszałek Józef Piłsudski. Trumnę z jego ciałem przewieziono z Warszawy do Krakowa, a tu na lawecie armatniej przejechano przez Rynek Główny, pod kościołem Mariackim do krypt królów na Wawelu. Pięć lat później, we wrześniu 1939, kiedy najpierw Niemcy, a potem Związek Sowiecki zaatakowały Polskę, rozpoczęła się II wojna światowa. Hejnał znów zamilkł. Niemcy zakazali czasowo go grać. W tej najstraszniejszej z wojen zginęło prawie sześć milionów Polaków, z czego trzy miliony to Polacy żydowskiego pochodzenia.

Hejnał zrzuca przekleństwo z azjatyckich wojowników i wskazuje drogę na Rzym

Polacy walczyli i ginęli na wszystkich frontach II wojny światowej i stanowili czwartą siłę wojsk alianckich. Stworzyli największe na świecie podziemne państwo, z własną administracją, sądownictwem i liczącą około 390 000 żołnierzy konspiracyjną armią. Ale słuchając hejnału musicie też wiedzieć o dwóch historiach, które wydarzyły się podczas II wojny światowej, a które związane były z hejnałem. Posłuchajcie.

4777 km od Krakowa w Samarkandzie, niemal w środku Azji, w dalekim Uzbekistanie, który wtedy był częścią sowieckiej Rosji, powstawały polskie wojska. Skąd się tam wzięły? Po zajęciu Polski przez Związek Sowiecki pod władzą komunistyczną znalazła się prawie połowa powierzchni naszego kraju i połowa obywateli. Setki tysięcy zostały wywiezione do dalekiej Azji, najczęściej do obozów pracy. Około 20 tysięcy polskich oficerów trafiło do specjalnych obozów, w których wkrótce zostali zamordowani strzałem w tył głowy. To tak zwana zbrodnia katyńska. Tylko kilku udało się ocalić. Jednym z nich był bohater opowiadania pisarza Ksawerego Pruszyńskiego „Trębacz z Samarkandy”. Gdy Niemcy zaatakowali Związek Sowiecki, jego wódz Józef Stalin, który wcześniej wydał rozkaz zamordowania polskich oficerów, zezwolił na tworzenie polskiej armii i zwolnił z obozów wielu Polaków. Jednym z punktów zbornych była właśnie Samarkanda. Tu właśnie, jesienią 1941 roku, zdarzyła się rzecz przedziwna. Do polskiego obozu przyszli muzułmańscy kapłani prosząc o zagranie melodii, która stała się przekleństwem ich narodu. Mieszkali tu dzielni Uzbecy, którzy kiedyś wchodzili w skład Państwa Mongolskiego i brali udział w najeździe na Polskę i ataku na Kraków. To właśnie uzbecki wojownik miał zabić z łuku trębacza z wieży kościoła, który dostrzegł jak próbują z podkopu zdobyć miasto. Miasto się uratowało, a wojska uzbeckie wraz z całą armią mongolską poniosły klęskę. Zginął nawet uzbecki książę. Rozpoczął się ciąg nieszczęść, a kapłani orzekli, że trębacz z wieży musiał wzywać do modlitwy, a zabicie go okazało się świętokradztwem niezależnie od wiary, którą wyznawali mieszkańcy dalekiego miasta. Klątwa miała przestać działać kiedy trębacz z tamtego narodu pojawi się w Samarkandzie i dokończy hejnał tak tragicznie przerwany. I polski żołnierza zagrał hejnał mariacki. To jedna z najpiękniejszych polskich legend literackich. Ta historia nigdy się nie zdarzyła, ale my Polacy, wierzymy, że właśnie tak było. Prawdziwa jest jednak inna historia.

Żołnierzem tej właśnie armii, która stacjonowała w Samarkadzie, a potem znalazła się na Bliskim Wschodzie i wchodziła w skład armii alianckiej atakującej Włochy, był szeregowiec Emil Czech pochodzący z małego miasteczka Bobowa w Małopolsce. Był maj 1944 roku, Niemcy bronili się zaciekle we Włoszech na tzw. linii Gustawa – silnie ufortyfikowanym i trudnym do zdobycia pasie umocnień przebiegającym w najwęższym miejscu Półwyspu Apenińskiego. To miały być ostateczna granica III Rzeszy, Niemcy bronili się na niej od stycznia 1944 roku, a jej przełamanie otwierało drogę na Rzym i prostą drogę do zwycięstwa. Alianci bezskutecznie próbowali złamać opór oddziałów niemieckich. Najbardziej zacięte walki toczyły się wokół wzgórza Monte Cassino, na którym znajdował się jeden z najstarszych i największych na świecie klasztorów. Historyk brytyjski pisał: „Bitwa o Cassino – największa lądowa bitwa w Europie – była najcięższą i najkrwawszą z walk zachodnich aliantów z niemieckim Wehrmachtem na wszystkich frontach drugiej wojny światowej. Po stronie niemieckiej wielu porównywało ją niepochlebnie ze Stalingradem.”

Odcinek ten był atakowany przez Brytyjczyków, Amerykanów, francuskie wojska kolonialne, znów Anglików i Amerykanów. Wszyscy ponieśli klęskę. Wtedy do walki ruszyli Polacy. To nie była tylko walka militarna, ale także walka o honor. Pod Monte Cassino naprzeciwko polskich żołnierzy walczyła 10 Armia niemiecka. To właśnie ta armia, jako pierwsza wkroczyła do Polski 1 września 1939 r. W morderczym ogniu, przy wielkich stratach, licząc na to, że ich poświęcenie może jeszcze odwrócić ustalenia aliantów, oddających Polskę we władanie Związkowi Sowieckiemu, odepchnęli Niemców. Wzgórze Monte Cassino zostało zdobyte, droga na Rzym otwarta. Wtedy pojawia się szeregowy Emil Czech z Bobowej. 18 maja 1944 r. o godz. 12. w ruinach klasztoru zagrał najbardziej polską z polskich melodii – hejnał mariacki. Znak zwycięstwa nie tylko militarnego. To znak zwycięstwa ducha niepodległego narodu. O zagraniu hejnału zdecydowano wczesnym rankiem. Do zadania wyznaczono Czecha, bo przed wojną służył w Krakowie. Ruszył na Monte Cassino ok. godz. 10. Miał do pokonania kilkanaście kilometrów. Z niemieckich pozycji wciąż trwał ostrzał moździerzowy. Wciąż ginęli polscy i alianccy żołnierze. Samochód, którym jechał Czech mijał ciała żołnierzy z niemal wszystkich armii świata. Ostatni odcinek wspinał się po skałach. Zdążył dokładnie przed godziną dwunastą. Pod rozwiniętą biało-czerwoną flagą, na oczach polskich i alianckich żołnierzy hejnał mariacki popłynął w świat.

Amerykanin w Krakowie, czyli skąd się wzięła historia o przerwanym hejnale

Eric Philbrook Kelly, o którym już wspomnieliśmy, walczył wraz z Polakami w wojnie polsko-bolszewickiej. Po wojnie zwalczał w USA bolszewicką propagandę, a potem został naukowcem. W 1925 roku przyjechał do Krakowa, gdzie był wykładowcą na Uniwersytecie Jagiellońskim i zainteresował się historią Polski i Krakowa. Swoją przewodniczkę, Anielę Pruszyńską, spytał dlaczego hejnał tak gwałtownie się urywa. Ta na poczekaniu miała wymyślić historię o rażonym mongolską strzałą trębaczu. W 1928 roku Kelly opublikował książkę „The Trumpeter of Krakow” –„Trębacz z Krakowa”. W ten sposób narodziła się jedna z najpiękniejszych polskich legend. I nie ma tu chyba wątpliwości, bo żadne źródła nie notowały wcześniej tej historii.

Tak właśnie kończy się ta opowieść. A gdy już wysłuchacie hejnału mariackiego granego na cztery strony świata, pomyślcie, jak wiele zawrzeć można w pięciu prostych dźwiękach. Potem wejdźcie po 239 schodach pod sam szczyt wieży kościoła Mariackiego i pomyślcie o historii Polski.

Multimedia


Powiązane treści