Podróże z duchami, czyli Małopolska po zmierzchu

ulica Krakowa dobiegająca do Rynku Głównego po zmroku
Pojawiają się zwykle nocą, kiedy zaciera się granica między tym co materialne, a niematerialne, między snem a jawą, naszymi lękami, a pragnieniem, by dostrzec jakiś znak z innego świata. Czasami poprzedzają je głosy nocnych ptaków, skrzypienie podłogi czy płacz. Mary, Białe Damy, konni rycerze, ranni żołnierze, zjawy, duchy. Tak, jakby chcieli coś powiedzieć, przekazać, sprawić, byśmy o ich losie pamiętali. A to nas kusi, nas to nęci. Bo tak naprawdę lubimy się bać. Kochamy opowieści z dreszczykiem, historie z duchami, miejsca, w których po północy na starych krużgankach przechadzają się otrute królowe, zamordowani kochankowie, a w studniach wciąż słychać szczęk łańcuchów i żałosne zawodzenie zagłodzonych tu kawalerów czy córek nieposłusznych woli ojców. I ten strach, choć ma wielkie oczy, wcale nam nie przeszkadza, a wręcz zachęca, by zwiedzać Małopolskę kierując się historiami pełnymi tajemnic, idąc tropami nieszczęśliwych miłości, które zakończyły się morderstwem, szukając śladów zbrodni, szaleńczej zazdrości, obietnic, które nie znalazły pokrycia, tajemnic, krwawych walk i wielkich namiętności. Tak tworzy się niespotykana mapa miejsc, gdzie prawdziwa opowieść przeplata się z legendą, a ludzka potrzeba dopowiadania sobie historii, nawet gdy nie ma w niej happy endu, karmi duchy wyśmienicie i nie pozwala o nich zapomnieć.

Jesteśmy w tym świetni, bo gdyby tak spojrzeć wstecz, to właśnie w Krakowie odbywały się najsłynniejsze seanse spirytystyczne. To tu, przy wirujących stolikach, przy których zasiadali najznakomitsi obywatele miasta, pokazywały się duchy Mahometa czy Aleksandra Wielkiego. To w Krakowie rozpoczynał swą karierę słynny na cały świat Jan Guzik, przywoływacz duchów. To jego seansami inspirował się jeszcze słynniejszy Franek Kluski, który materializował ektoplazmy (kształty przypominające ludzi i zwierzęta), tu bywały okresy, kiedy najbardziej nawet racjonalni intelektualiści, jak Tadeusz Boy-Żeleński czy Witkacy, siadali do spirytualistycznych rytuałów rozmawiając z wielkimi naszego narodu. Tu w końcu, w Krakowie, podczas takiego seansu, doszło do spektakularnego wydarzenia. Homer przyjął chrzest! Tak więc tradycje mamy bogatą i na tle innych miast, wypadamy wręcz doskonale. Nie ma więc problemu, by taki szlak, pełen duchów, który pozwoli nam przy okazji zwiedzić najpiękniejsze zakątki regionu – stworzyć. Jesteście gotowi na wakacje z dreszczykiem?

Kraków, Wawel. Duch Barbary Radziwiłłówny

Skandalem był już sam ślub, który wzięli w sekrecie. Zresztą już od momentu, kiedy Zygmunt August zobaczył po raz pierwszy Barbarę Radziwiłłównę podczas wyjazdu na Litwę, stracił dla niej głowę. Potem jedna afera goniła kolejną. Król wracał do umiłowanej po kryjomu, wiedząc, że wybranka nie spodoba się ani doradcom, ani tym bardziej jego matce – Bonie. Ale nie chciał z niej rezygnować. Romans, który zakończył się ślubem, urósł na krakowskim zamku do nieprzyzwoitych rozmiarów skandalu. Barbara, nazywana nierządnicą, która omotała króla, musiała mierzyć się wielką nienawiścią i niechęcią. I choć w Krakowie mówiono, że lepiej, by rządził sułtan, a nie ona, nie przeszkodziło to jednak zakochanemu Zygmuntowi posadzić ją na tronie. Barbara królowała niedługo. Choroba, która pół roku po koronacji całkowicie odebrała jej zdrowie, sprawiła, że zapach, który wydzielało jej ciało był nie do zniesienia. Była to woda na młyn plotkom o karze za grzechy i rzekomej chorobie wenerycznej, która zabija rozwiązłą królową. Król czuwał przy ukochanej do samego końca, tracąc z bólu niemalże rozum. Nie mogąc pogodzić się ze stratą, postanowił zrobić wszystko, by choć na moment ujrzeć ukochaną. Za słowem „wszystko” kryła się więc także alchemia, która dawała mu szansę, by przywołać z zaświatów Barbarę. I tak zgodnie z legendą, zmarłą małżonkę sprowadził w postaci ducha czarnoksiężnik Zygmunta Augusta mistrz Jan Twardowski. I to też on powstrzymał króla, przed rzuceniem się na ducha. I nie była to jedyna taka próba, którą podobno widziały i pamiętają wawelskie mury. Twardowski miał wywoływać ducha królowej korzystając ze specjalnego lustra, w którym się ukazywała. Raz, tak na Wawelu plotkowano, ducha Barbary wywoływała czarownica. Za każdym jednak razem, gdy tylko Zygmunt próbował dotknąć i objąć ukochaną – ta znikała. Czy Barbara faktycznie pojawiała się w lustrze, czy to dworzanie w ten sposób chcieli ratować króla od szaleństwa, a także manipulować nim? Czy duchem była podobna do zmarłej Barbara Giżanka, córka warszawskiego mieszczanina, która zresztą została jego kochanką. A Barbara? Podobno do dziś przechadza się nocami po wawelskich komnatach, w których – choć krótko – czuła się kochana.

Polecamy: 

  • Wizytę na Wawelu, a szczególnie Nowy Skarbiec Koronny, Prywatne Apartamenty Królewskie, Reprezentacyjne Komnaty Królewskie, piękne Ogrody Królewskie.

Niedzica, Zamek „Dunajec”. Duch Brunhildy i Bogusława

Patrząc dziś na sylwetkę tego pięknie położonego nad Jeziorem Czorsztyńskim zamku, trudno w to uwierzyć. A jednak, to właśnie za tymi właśnie murami doszło do dramatycznych wydarzeń, które położyły się cieniem zarówno na mieszkańcach, jak i okolicy. Spróbujmy ustalić fakty tej historii, która miała miejsce bardzo dawno temu. Jej bohaterami są księżniczka i książę. Ona podobno była urodziwa i dobra. A on przystojny, z długą grzywą pięknych ciemnych włosów. I podobno pierwsze lata małżeństwa Brunhildy i Bogusława też takie były, piękne i dobre. Zakochana para zamieszkiwała zamek Dunajec w Niedzicy, pięknie położony na malowniczym wzgórzu, skąd było widać okoliczne wsie. Czy ich związek zabiła nuda, rutyna – o tym można już tylko plotkować. Prawda była taka, że kłótnie stawały się coraz częstsze i coraz głośniejsze. By uciszyć plotki postanowili przenieść swoją sypialnię na wieżę, by jej grube mury tłumiły kompromitujące wrzaski. Tak było do czasu, kiedy podczas awantury, wściekła Brunhilda cisnęła w męża wazą, a on – rozjuszony – zamachnął się na partnerkę tak mocno, że wypadła przez okno i spadła z krzykiem do studni na dziedzińcu. Zrozpaczony Bogusław nie mógł uwierzyć w śmierć małżonki, błądził godzinami wokół studni błagając: Przebacz mi, Brunhildo. Ale przebaczenia nie dostawał. Którejś nocy, gdy kolejny raz zawodził na dziedzińcu, usłyszał: Przebaczam ci, Bogusławie. Łysy. Ucieszył się, choć spokoju nie dawał mu fakt, dlaczego został nazwany Łysym. Następnego ranka, kiedy obudził się bez jednego włosa, zrozumiał, że w ten sposób został ukarany przez żonę, którą zamordował.

Kara karą, ale duchy nawet po śmierci Bogusława zaczęły nawiedzać zamek. On snuje się i prosi: Przebacz mi Brunhildo”, ona zjawia się, by mu przebaczyć i razem siadają nad studnią. Niektórzy też wierzą, że mężczyźni, którzy nie mają czystego sumienia, a wypowiedzą nieszczerze w tamtym miejscu imię ukochanej, budzą się łysi. Kto odważny może przy okazji to sprawdzić. Motyw tej historii przewija się przez jeden z najpopularniejszych dawniej seriali dla młodzieży „Wakacje z duchami”. Sensacyjna akcja toczy się na niedzickim zamku, a scenerią są okoliczne tereny, wtedy jeszcze nie zalane wodami Jeziora Czorsztyńskiego.  

Polecamy: 

Tatry. Duch Marzeny Skotnicówny

Są wieczory, kiedy słychać to bardziej wyraźnie. Tuż po zmierzchu, na granicy nocy. Coś jakby odgłosy wbijania haków w skałę, urywane krzyki. To miejsce, między Kozimi Wierchem, a otoczoną złą sławą Zamarłą Turnią. Podobno straszy w ten sposób Czarna Pani, w innej wersji - Biała Pani. Kim jest tajemnicza kobieta? Według legendy to duch Marzeny Skotnicówny, młodej, osiemnastoletniej taterniczki, która promowała wspinaczkę wśród kobiet. Tej, która miała marzenia i plany, chciała założyć stowarzyszenie kobiet taterniczek, a zginęła wraz z siostrą Lidą podczas wspinaczki na Zamarłą w 1929 roku. Kiedy je znaleziono miały nogi związane liną i wyglądały pięknie. Marzena była silna i piękna, kochała Tatry i lubiła się wspinać. Córka poetki i rzeźbiarza, zdaniem mamy, łączyła w sobie wiele przeciwieństw; była silna i delikatna, ambitna i niezależna, ale chciała też mieć mężczyznę, który by się nią zaopiekował. To właśnie w Marzenie zakochał się Julian Przyboś, gdy trafiła do gimnazjum cieszyńskiego, w którym uczył ją polskiego. On próbował zaszczepić jej miłość do literatury, ona jednak nie była pewna, co chce w życiu robić. Pewna była jednego: chciała wejść na niezdobytą wcześniej Zamarłą Turnie. Był październik i tak naprawdę nikt nie wie, co wydarzyło się podczas wspinaczki. Jak wyglądałoby jej życie? Nigdy się nie dowiemy, chyba że jej duch zechce nam opowiedzieć. Julian Przyboś poświęcił Marzenie piękny wiersz. Obie siostry mają grób na Nowym Cmentarzu w Zakopanem.

Polecamy: 

Tarnów, Muzeum Etnograficzne. Duch właściciela?

Stukająca maszyna, ktoś, kogo nie widać zwiedza wystawę, lustra, które spadają, ale nie rozbijają się? To śledztwo nie wydaje się być zakończone. Zbyt dużo niewiadomych, sporo sprzecznych informacji, zakłóceń. Ustalmy zatem fakty. Od lat pracownicy Muzeum Etnograficznego, które mieści się w dworku przy ulicy Krakowskiej, słyszeli skrzypiącą podłogę, drzwi zamykały się bez udziału człowieka czy wiatru, a przedmioty same zmieniały miejsca. Niektórzy przysięgali, że widzieli zjawę dziecka. Szybko okazało się, że nie jest to nowy czy młody duch, bo o rzeczach nadprzyrodzonych, mówiło się już we dworku przed wojną. Duch wydaje się uparty, bo mimo kilku mszy w jego intencji, modłów wypędzających, stale powraca. Pracownicy przypuszczają, że być może to dawny właściciel dworku, Władysław Onitsch, kupiec, który nadal pilnuje swojego dobytku.

Polecamy: 

Sucha Beskidzka, zamek. Duch hrabiny Anny Konstancji z Lubomirskich

Kochała rządzić i kochała romanse. Potrafiła sama zasadzać się na opryszków i zbójników, których na przełomie XVII i XVIII wieku w tamtych okolicach nie brakowało. Jeśli coś jej się zamarzyło, dążyła do celu, aż to dostała. Potrafiła oskarżyć kochanków o gwałt, nie przebierała w środkach, sama wymierzała chłosty. Gdy los sprawił, iż została młodą wdową, szybko stanęła na ślubnym kobiercu. A gdy i drugi mąż wyzionął ducha, a raczej skręcił kark, zaczęła reformować lokalne prawa karne i pomnażać majątek. W kodeksie, dzięki hrabinie, pojawiły się tak wyrafinowane kary jak powieszenia na haku, łamanie kołem czy nadziewanie na pal. Miała swoją altanę koło szafotu na rynku Suchej Beskidzkiej, z której ochoczo korzystała. Na zamku w Suchej Beskidzkiej, zwanym małym Wawelem rządziła mocną ręką. Tak więc, kiedy zmarła, ponoć służba odetchnęła z wielką ulgą. Kolejni właściciele, którym pojawiała się ubrana w białą lub czarną szatę, przyzwyczajali się do niej i z czasem traktowali jak lokatorkę i tylko uprzedzali nieco wrażliwszych gości przed obiadem. Podobno nie raz udało jej się postraszyć wartowników, którzy obchodzili zamek. Mieszkańcy Suchej są jej wdzięczni, bo w czasie okupacji postraszyła niemieckich żołnierzy, którzy akurat plądrowali zamek i palili książki. Kule przerażonych oprawców, którzy mierzyli do ducha, przeleciały przez zjawę na wylot, lądując w murach. w „Leksykonie duchów” autorstwa Petera Haining’a, w którym Bogna Wernichowska, umieściła kilka naszych rodzimych duchów można przeczytać: „Anna Konstancja dożyła sędziwego wieku. Pochowaną ją z wielką pompą w krypcie miejscowego kościoła. Poddani i służba odetchnęli, ale jeszcze nie wypaliły się znicze na grobowej płycie, kiedy na przykościelnym cmentarzu i w zamkowych krużgankach zaczęło się pojawiać jej widmo. Anna Konstancja prześladowała nie tylko zamkowych gości, ale również straż obywatelską istniejącą w Suchej w latach międzywojennych.”

Polecamy: 

Duch Małopolski

Jest jeszcze jeden duch, o którym nie można zapomnieć. To duch, którego znajdziecie w przepięknej dzikiej przyrodzie Tatr, Gorców, Pienin, Beskidów, wielkiej historii i małej historii miejsc, które układają się w puzzle zwane Małopolską. To echa bitew, które przestawiały zwrotnice dziejów, to domy wielkich Polaków, którzy zmieniali myślenie pokoleń, to wreszcie miejsca gdzie żyją zwykli-niezwykli Małopolanie. Wśród nich kolorowe, malownicze miasteczka, rzeki, jeziora, stawy i wodospady, lasy, rezerwaty, wspaniałe zabytki. To kraina wciąż niezmąconej przyrody i piękna opowieść o symbiozie człowieka i natury. Warto tego ducha pokochać.

Gdzie można jeszcze spotkać duchy w Małopolsce:

  • Kraków, Pałac Wielkopolskich, obecnie Urząd Miasta Krakowa: Czarna Dama jeszcze przed II wojną światową miała bardzo często się pokazywać strasząc magistrackich stróżów.
  • Kraków, Pałac Krzysztofory, siedziba Muzeum Krakowa: Czarna Dama krąży nocami po barkowym pałacu, a napotkanej osobie przepowiada przyszłość, najczęściej śmierć.
  • Kraków, Bazylika Trójcy Świętej Ojców Dominikanów Sanktuarium MB Różańcowej: pojawiać ma się jeździec bez głowy – rycerz z Pieskowej Skały Krzysztof Szafraniec, rozbójnik i grzesznik, który został tu pochowany po skazaniu go przez Kazimierza Jagiellończyka na ścięcie.
  • Kraków, barokowy kościół świętego Józefa, ulica Poselska: nawiedza to miejsce duch Gabrieli Jaworskiej, zwanej „La Belle Gabrielle”, po burzliwym życiu towarzyskim w Lwowie i Wiedniu, spędziła tu ostatnie lata swojego życia.
  • Kraków, romański kościół świętego Andrzeja: duch mniszki Kasyldy w białym welonie.  
  • Babia Góra, zwana też Diablakiem: mają tu mieszkać czarownice a zbłąkanych turystów nawiedza zjawa czarnego konia utkana z mgły.
  • Beskid Wyspowy nad Jeziorem Rożnowskim, Pałac Stadnickich w Tęgoborzu: słynna z przepychu rezydencja była też miejscem seansów spirytystycznych opisywanych przez prasę w całej Polsce, a podczas jednego z nich medium podyktowało „Przepowiednię tęgoborską” i jak stwierdził Czesław Miłosz, podyktował ją „duch Mickiewicza”.

 

 

 

Multimedia


Baner - wydarzenia.jpg

Powiązane treści